30 maja 2014

Czy soja ma w Polsce szansę ?

Przygotowane przez

Warto się zastanowić, co wybrać - soję czy może uprawę typowych dla Europy gatunków roślin strączkowych?

 

Udział Europy i Unii Europejskiej w globalnych zasiewach soi jest nieznaczny i wynosi odpowiednio 3,23 proc. i 0,32 proc., co oznacza, że światowa powierzchnia soi przekracza 31-krotnie powierzchnię jej zasiewów w Europie i aż 283 razy w Unii Europejskiej - jakie są więc przesłanki, że te relacje w najbliższym czasie się istotnie zmienią? Problem z soją w Europie polega na tym, że w naszej strefie klimatycznej jej uprawa się niezbyt udaje, dlatego wiele krajów europejskich wybrało import śruty sojowej, zamiast uprawy samej soi.

Soję uprawia się przede wszystkim w obu Amerykach: Południowej (46,5 proc. światowych zasiewów w 2012 r.) i Północnej (30,4 proc.) (rysunek 1.). Z Ameryki Północnej pochodzi aż 46 proc., tj. prawie 130 mln t. światowych zbiorów nasion soi, z 282,5 mln t. zbieranych na świecie. W USA zasiewy soi wynoszą 32,4 mln ha. Do jej głównych producentów, oprócz USA, należą także Brazylia (24,9 mln ha) i Argentyna (19,3 mln ha), a w Azji - Indie (10,8 mln ha) i Chiny (6,75 mln ha).

soja_2014_image001

Powierzchnia uprawy soi w Europie w 2012 r. wynosiła 3,445 mln ha, głównie za sprawą Ukrainy (1,412 mln ha) i Rosji (1,375 mln ha), tj. 80,9 proc. zasiewów europejskich, gdzie gatunek ten ma znacznie lepsze warunki do rozwoju i plonowania niż w Europie Zachodniej lub Środkowej. W krajach tych obserwuje się jednak nielegalne uprawy soi GMO i dążenie rolników do zalegalizowania upraw takich odmian, co może oznaczać, że także nasi wschodni sąsiedzi zaczną produkować soję zmienioną genetycznie. Z kolei w krajach UE według FAOSTAT w 2012 r. soję uprawiano tylko na powierzchni 376,8 tys. ha.

Realizowany w latach 1976-1980 badawczo-rozwojowy program rządowy PR 4 (1976-1980) pt. Optymalizacja produkcji i spożycia białka zakładał zwiększenie uprawy soi w 1985 r. do 25 tys. ha. Mimo że dotychczas wpisano do krajowego rejestru łącznie 17 odmian, jednak po ponad 30 latach od zakończenia tego programu, soja jest gatunkiem uprawianym w naszym kraju incydentalnie, co wynika głównie z jej wymagań dotyczących długości dnia (jest rośliną o krótkodniowej reakcji fotoperiodycznej) i znacznie wyższych wymaganiach cieplnych podczas całego okresu wegetacji niż rodzimych gatunków strączkowych. Chłodnej wiośnie towarzyszą przeciągające się wschody polowe, słaby wzrost roślin i opóźnione kwitnienie, a w efekcie słabe zawiązywanie i niskie położenie pierwszych strąków. Stąd zapewne zasiewy soi w naszym kraju w 2012 r. były symboliczne i wynosiły według FAOSTAT tylko 850 ha, co więcej - są notowane dopiero od 2005 r. (296 ha).

Jeżeli w Europie - w tym Zachodniej i Południowej - nie istnieją warunki do powszechnej i opłacalnej uprawy soi, to dlaczego ma się to udać w Polsce? Wiele z podawanych w powszechnie dostępnych publikatorach informacji o możliwości uprawy soi na wielką skalę w naszym kraju jest zwyczajnie nieprawdziwych, a część z nich wprowadza czytelników w błąd lub stwarza nadzieję na jej powszechną uprawę i wynikające z tego korzyści. Czytelnikom wmawia się, że uprawa soi - zarówno odmian krajowych, jak i zagranicznych w naszym kraju pozwoli uniknąć w niedalekiej przyszłości sprowadzania śruty sojowej z odmian zmodyfikowanych genetycznie z Argentyny i Brazylii. Podaje się przykłady, że już wkrótce soja stanie się powszechnie uprawianym gatunkiem, nawet w krajach położonych na północ od Polski, np. na Litwie. Tymczasem, według FAOSTAT, w 2012 r. na Litwie zasiewów soi nie odnotowano w ogóle. Na południe od naszego kraju, np. w Słowacji, zasiewy soi zajmowały 21 tys. ha, na Węgrzech - 41 tys. ha, a w Czechach - 5,7 tys. ha. W wielu pozostałych sąsiadujących krajach uprawy soi zajmowały po kilkaset ha. Czy to oznacza powszechną uprawę? Tylko w Serbii uprawa soi przekraczała 150 tys. ha, co dla tak małego kraju może mieć zapewne znaczenie w bilansie białka roślinnego.

Za czysty chwyt propagandowy należy uznać informację o 20-krotnym zwiększeniu zasiewów soi w naszym kraju (z 300 ha w 2011 r. do 6 000 ha w 2013 r. - brak oficjalnych danych za 2013 rok). Podaje się, że za kilka lat soja zajmować będzie powierzchnię podobną do ziemniaka (prawie 300 tys. ha), głównie za sprawą odmiany Annushka (AgroYoumis), która być może będzie mogła być zbierana w naszym kraju nawet dwa razy w roku (!), czego jednak firma "… bez gruntownego przebadania na razie nie gwarantuje…", na co nie ma absolutnie żadnych dowodów. A już sugerowanie polskim rolnikom możliwości uprawy soi po wczesnych ziemniakach czy po życie zakrawa wręcz na agrotechniczną kpinę.

Podawanie do publicznej wiadomości wyników plonowania soi w produkcji przez ograniczoną liczbę plantatorów firm należy uznać także za niewiarygodne, a plony zebrane z plantacji w najlepszych przedsiębiorstwach rolnych Kietrz czy Top Farms Głubczyce za całkowicie niereprezentatywne dla pozostałej części kraju. Średni plon nasion soi w doświadczeniach COBORU w latach 2011-2013 wyniósł 2,7 t z ha, a w produkcji, podobnie jak w przypadku zbóż, rzepaku czy innych strączkowych, jest z reguły o połowę niższy! W Europie soja plonuje na poziomie 1,76 t z ha (2010-2012), podczas gdy u największych światowych producentów znacząco wyżej: w USA, Brazylii i Argentynie - 2,59-2,89 t z ha, a u największych producentów w Europie - znacząco niżej: na Ukrainie 1,78 t z ha, a w Rosji 1,32 t z ha. Na jakie średnie plony nasion soi w produkcji można liczyć w naszym kraju - wyższe niż u światowych producentów?

Za całkowicie nieuzasadnione i wręcz szkodliwe należy uznać opisywanie pojedynczych i kuriozalnych przypadków skarmiania ześrutowanych nasion soi (nie mylić ze śrutą sojową), najlepiej zmielonych do cząstek poniżej 1 mm i z dodatkiem efektywnych mikroorganizmów. W nasionach soi występuje szereg substancji antyodżywczych, spośród których inhibitory trypsyny znacznie obniżają wartość pokarmową surowych nasion soi i wykazują działanie szkodliwe dla zwierząt monogastrycznych oraz młodych przeżuwaczy. Obecność inhibitora trypsyny w nasionach soi uniemożliwia ich skarmianie w postaci śruty, gdyż przyswajalność zawartego w nasionach białka gwałtownie maleje, a podana pasza nie będzie właściwie zbilansowana. Trudno znaleźć informacje o wykorzystaniu białka zawartego w nasionach soi z tak przygotowanej śruty czy też o wpływie takiego sposobu karmienia na zdrowie zwierząt. Z kolei, jakie znaczenie ma drobne ześrutowanie nasion i dodatek efektywnych mikroorganizmów wiedzą tylko zapewne autorzy tak kuriozalnych i rozpowszechnianych praktyk.

Prawie nie wspomina się o uwarunkowaniach zewnętrznych produkcji soi w Polsce - dotyczą one przede wszystkim skupu nasion oraz gotowości przemysłu olejarskiego i paszowego do ich przerobu, w tym także polegającego na usunięciu inhibitora trypsyny (toastowanie). Czy znajdą się w Polsce gospodarstwa dostarczające duże i jednolite partie nasion soi do firm (na razie pojedynczych) przygotowanych do ekstrakcji tłuszczu i toastowania? Wszystko wynikać będzie najpewniej ze skali produkcji i ilości nasion soi dostępnych na rynku. Do tego jednak jeszcze bardzo długa droga.

Znacznie mniej kłopotliwa w naszym kraju jest uprawa grochu, bobiku czy łubinów, z których można przygotować paszę we własnym zakresie, a pozostałe korzyści wynikające z ich uprawy są takie same jak z soi. Powszechnie podkreśla się, że nasiona rodzimych strączkowych zawierają także substancje antyżywieniowe, które mogą ograniczać wykorzystanie przygotowanej z nich śruty w żywieniu zwierząt, ale trzeba pamiętać, że hodowla jakościowa prowadzona przez ostatnie 50 lat uzyskała w tym względzie znaczące postępy. Powstały m.in. niskoalkaloidowe odmiany łubinów i niskotanionowe odmiany bobiku. Nasiona łubinów zawierają sporo włókna, które może obniżać wartość pokarmową paszy, ale jego frakcje nierozpuszczalne wywierają korzystny wpływ na anatomię i funkcje jelita cienkiego u prosiąt, co poprawia ich zdrowie po odsadzeniu. Warto też podkreślić, że nasiona rodzimych gatunków strączkowych po ześrutowaniu mogą być wykorzystywane do skarmiania bez żadnych dodatkowych zabiegów uszlachetniających, co więcej - w swoim składzie zawierają tłuszcz niezbędny w każdej dawce pokarmowej, którego śruta sojowa zawiera bardzo mało. Ostatnie badania dowodzą ich unikalnych właściwości, zwłaszcza w rolnictwie integrowanym i ekologicznym, we wdrażaniu zasad dobrych praktyk w rolnictwie czy też w planowanym wykorzystaniu do tzw. zazielenienia i całkiem nowych zastosowań, w tym medycznych (łubin biały).

Warto więc zastanowić się, co wybrać - soję czy może bardziej promować uprawę typowych dla Europy gatunków roślin strączkowych? Nie chodzi o całkowite zastąpienie białka sojowego białkiem grochu, bobiku czy łubinów, ale zwiększenie uprawy strączkowych do ok. 500 tys. ha pozwoliłoby na zmniejszenie kosztownego importu śruty sojowej mniej więcej o połowę. Czy soja daje taką nadzieję w najbliższych latach?

Jak zwykle w nauce nie należy niczego przesądzać - być może soja osiągnie sukces na miarę ziarnowych odmian kukurydzy? Pytanie tylko, kiedy i czy hodowcy ukraińscy lub austriaccy są w stanie dostarczyć odpowiednich dla Polski odmian. W katalogu unijnym jest aż 337 odmian soi i trudno uwierzyć, że kolejne rejestrowane w naszym kraju są znacząco lepsze i przyczynią się do rozpowszechniania uprawy tego gatunku.

Źródło: Janusz Prusiński  farmer.pl. 22.05.2014r.

Czytany 9197 razy

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.