Adwent to czas przypomnień, świadectw i pojednania. Nagie już drzewa przywołują tęsknotę do minionej pory kwitnienia. Pierwsze mrozy przywracają pamięć o słonecznych krajobrazach, posiwiałe pola o falujących na wietrze łanach zbóż, a brunatne łąki tęsknią do kolorów i zapachów ziół. Ten czas to pora moralnego wzrastania: czynienie dobra, pomaganie innym, by mogli cieszyć się życiem, zabieganie o odzyskanie dobrego imienia zarówno swojego, jak i bliźniego.
W każdą niedzielę na adwentowym wieńcu przybywa blasku następnej świecy. Przybliża się czas pojednania, by potem – gdy zajaśnieje gwiazda – nikt nie był samotny przy wigilijnym stole.
Dawniej czas adwentu wcale nie bywał smutny. Mieszkańców wsi rozweselały korowody barwnych i figlarnych przebierańców, dzieci, jeśli tylko były grzeczne – otrzymywały słodkie prezenty, a ludzie w miastach słuchali muzykujących kolędników z szopką.
Adwentowe zwyczaje
Przysłowia:
• Kto się zaleca w adwenta, będzie miał żonę na święta.
• W adwencie same zięcie, w karnawale nie ma wcale.
W roku obecnym adwent zaczyna się 1 grudnia (pierwsza niedziela adwentu) i trwa do 24 grudnia, czyli Wigilii Bożego Narodzenia. Adwent otwiera nowy rok kościelny i obrzędowy. Adwentem nazywa się w kościele powszechnym (łacińskie adventus – przyjście) czterotygodniowy okres radosnego oczekiwania i duchowego przygotowania się do Bożego Narodzenia. Pierwsze wzmianki o adwencie znajdują się w ustawach soboru z 388 roku.
W średniowieczu okres adwentu rozpoczynał się 12 lub 14 listopada (tj. po św. Marcinie, obchodzonym 11 listopada) i nazywany był czterdziestnicą, ponieważ trwał całe 40 dni.
Na Podlasiu początek adwentu obwieszczało głośne trąbienie na ligawach, czyli długich, drewnianych trąbach. Dla lepszego efektu trąbiący stawał przy studni, aby echo potęgowało wygrywany sygnał. Granie to nazywane było tam trąbieniem na adwent lub otrąbianiem, czyli ogłaszaniem adwentu. Był to znak, że mają zamilknąć instrumenty muzyczne, należy zrezygnować z hucznych wesel i zabaw, bo oto nastaje czas pobożnej zadumy, powagi, czas gorliwych praktyk religijnych, a zwłaszcza modlitw za zmarłych.
W Polsce powszechnym obyczajem (przez niektóre osoby praktykowanym również obecnie), był codzienny udział w mszy świętej odprawianej, przed świtem, ku czci Najświętszej Marii Panny, czyli roratach. Nabożeństwo to swoją nazwę wzięło od pierwszych słów pieśni blagalnej śpiewanej w jego trakcie: „Rorate coeli desuper" – „Spuśćcie rosę niebiosa".
Roraty odprawiane są już od XIII wieku – wprowadził je w Poznaniu książę Przemysław Pobożny, a następnie w Krakowie zapoczątkował je król Bolesław Wstydliwy – znany ze swojej pobożności.
Podczas mszy roratniej na ołtarzu zapalano wielką woskową świecę (roratnicę) symbolizującą Matkę Boską, także wierni przybywali do kościoła z woskowymi świecami (roratkami) w dłoni. Oprócz roratnicy podczas nabożeństwa zapalano także świece umieszczone w wielkim siedmioramiennym świeczniku, stojącym na ołtarzu.
Oznaczały one króla i sześć polskich stanów, a zapalali je ich przedstawiciele, składając ofiarę pieniężną na ołtarzu i wypowiadając uroczystą formułę: „gotowy jestem na sąd Boży", a wszystko to zgodnie z wierszem Ludwika Kondratowicza (Syrokomli):
„A stany polskie szły do ołtarza
I każdy jedną świecę rozżarza:
Król – który berłem potężnym włada,
Prymas – najwyższa senatu rada,
Senator świecki – opiekun prawa,
Szlachcic, co królów Polsce nadawa,
Żołnierz, co broni swoich współbraci,
Kupiec – co handlem ziomków bogaci,
Chłopek – co z pola, ze krwi i roli
Dla reszty braci chleb ich mozoli.
Każdy na świeczkę grosz swój przyłoży
I każdy gotów iść na sąd Boży.
Tak siedem stanów ziemicy całej
Siedmiu płomieńmi jasno gorzały.
Siedem modlitew treści odmiennej
Wyrażał świecznik siedmioramienny."
Po skończonym nabożeństwie, jeszcze po ciemku, wracające z kościoła panny na wydaniu zaczepiały napotkanych mężczyzn, okręcały ich swawolnie dookoła i wołały: „Roracie, roracie, jak na imię macie?". W ten sposób poznawały imię swojego przyszłego małżonka.
Na wsi adwent i długie jesienne wieczory były czasem spotkań sąsiadek, podczas których wykonywały one prace domowe, takie jak: darcie pierza, przędzenie nici z lnu i wełny, przebieranie grochu lub fasoli. Przychodziły na nie gospodynie z dorastającymi córkami, a pracom towarzyszyły gawędy, wymiana nowinek, zagadki, opowiadanie niezwykłych i niesamowitych historii: najczęściej o duchach, strzygach, topielcach, czarownicach, czarach, smokach i ukrytych w ziemi skarbach. Pojawiał się także często temat swatania młodych par (na wschodnich terenach Polski adwent nazywano nawet czasem swadziebnym).
Nierzadko pod okna izby, w której siedziały i gawędziły gospodynie i dziewczęta, podkradali się kawalerowie i straszyli je stukając w szyby i ściany, zawodząc, niczym pokutujące dusze, ukazując w oknie czarną od sadzy twarz lub pokazując się w jakimś dziwacznym przebraniu. Potem z wielkim krzykiem wpadali do izby i płatali tam przeróżne figle (np. dmuchając w pierze i rozrzucając je po całej izbie). Spotkanie takie przeradzało się wówczas, mimo napomnień księży, w wesołą i hałaśliwą zabawę. A po spotkaniu kawalerowie mogli odprowadzić do domu młode i ładne panny bojące się ciemności.
W obecnych warunkach dawne spotkania adwentowe należą już do rzadkości i nieuchronnie odchodzą w przeszłość.
Na Pomorzu i Kaszubach już w adwencie rozpoczynały się świąteczne obchody Bożego Narodzenia. Po wsi chodzili przebierańcy (kolędnicy) zwani gwizduchami lub gwiazdkami. Ich zespół liczył nawet kilkanaście osób: dziada z babą, kominiarza, Żyda, Cygana, ułana (lub innego wojaka), istoty ze świata nadprzyrodzonego (anioł, diabeł, śmierć) oraz grupę maszkar zwierzęcych (koza, kozioł, koń, wilk, bocian, niedźwiedź, krowa, rogaty byk – od tura zwany turoniem), a przewodził im gwiazdor lub gwiazdka (żeński odpowiednik gwiazdora, czyli piękna pani). Całość dopełniali muzykanci z burczybasem (na Kociewiu zwanym – brumbasem). były niegdyś. Kolędnicy – z drewnianymi maskami, nieraz fantastycznie ozdobionymi, w grubych futrach okręconych grochowinami (niedźwiedź), z charakteryzacją na twarzach, dzierżąc w rękach niezbędne atrybuty – tworzyli barwny korowód, zmierzający od chaty do chaty i budzący powszechny zachwyt.
Do izby pierwszy wchodził gwiazdor lub gwiazdka prowadzona przez anioła, dalej niedźwiedź prowadzony przez Cygana, koń z przewodnikiem (czyli wojakiem) i inne maszkary, a korowód zamykał diabeł ze śmiercią. Bocian długim drewnianym dziobem szczypał panny po łydkach, kominiarz z diabłem smolił sadzami ich twarze, a dziad z babą smagał rózgą dzieci, które nie umiały pacierza. Te dzieci, które go odmówiły, otrzymywały od gwiazdora (gwiazdki) słodycze, najczęściej piernikowe ciastka z dziurką, które w Wigilię zawieszano na choince.
Następnie gwiazdor (gwiazdka) rozsypywał słomę po podłodze. Po wyjściu kolędników nie wolno jej było niszczyć, bowiem służyła do obwiązywania w wigilijną noc drzew owocowych w sadzie.
Pochód przebierańców odwiedzał każdą zagrodę, czyniąc różne figle, tańcząc i śpiewając oraz zbierając datki za swój zaimprowizowany występ (tym zajmował się dziad, nadstawiając żebraczy worek).
Chodzenie po gwizdówce rozpoczynano zwykle od trzeciej niedzieli adwentu, choć w niektórych okolicach pochodzy gwizduchów trwały przez cały adwent, wszędzie zaś pojawiały się w wieczór wigilijny – ostatni adwentowy wieczór.
W mieście pochody gwizduchów nie były znane już w 2 poł. XIX wieku. Tutaj bardziej rozpowszechnione było chodzenie z szopką (obecne niekiedy do dzisiaj). Skromna, zbita z deszczułek, a najczęściej zrobiona z tekturowego pudła, przedstawiała typowe postacie betlejemskiego żłobka: dzieciątko Jezus, Matkę Boską, św. Józefa, konie, woły, owce, pastuszków. Całość oświetlona była płomykiem świeczki (potem lampką z bateryjki), a towarzyszący grajkowie muzykowali na instrumentach i śpiewali kolędy, za co także otrzymywali datki.
Chodzenie po gwizdówce czerpie swoją tradycję z dawnego ludowego obrzędu niesienia pomyślności, natomiast kolędowanie z szopką ma już charakter chrześcijański, zapoczątkowany w XVI wieku przez żaczków ze szkół przyklasztornych.
Oba te zwyczaje należą do weselszych momentów całego adwentu, który powinien być wypełniony ciszą i skupieniem (jednak bez przesady), jak przystało na czas oczekiwania i spełnienia.
Do dnia dzisiejszego nie zmieniły się obrzędy kościelne: we wszystkich kościołach w Polsce odprawiane są roraty, podczas których płoną na ołtarzach białe, wielkie woskowe roratnice. Osoby przywiązane do tradycji dość licznie uczestniczą w tym nabożeństwie.
Nadal także adwent pozostał czasem różnych prac domowych (głównie przedświątecznych porządków) i przygotowań do bliskich już świąt Bożego Narodzenia.
Opracowała:
Katarzyna Kowalska