Hej! Kasiu, Katarzynko!
Gdzie szukać Cię dziewczynko?
Wróżby o Ciebie zapytam,
czekaj – wkrótce zawitam.
Bawmy się więc w Katarzyny,
szukajcie chłopaki dziewczyny.
Zapytać więc trzeba wróżby,
a nuż potrzebne już drużby!
Katarzynki to zapomniany już dzisiaj wieczór spotkań i wróżb chłopców, przypominający obchodzone kilka dni później dziewczęce „Andrzejki”. Chłopcy wróżyli sobie w noc z 24 na 25 listopada, w wigilię św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Wróżby katarzynkowe nie dorównywały jednak panieńskim wróżbom andrzejkowym, ponieważ kawalerom nie tak spieszno było do żeniaczki, jak pannom na wydaniu. Ale jeszcze sto lat temu w Polsce chłopcy zwracali szczególną uwagę na to, co przyśniło im się tej nocy. Aby poznać charakter przeznaczonej przez los wybranki, przed snem należało włożyć pod poduszkę ptasie pióro. We śnie powinien pojawić się ptak będący jej uosobieniem, a interpretacja wróżby odwoływała się do ptasich zwyczajów: kogut – pozostanie w stanie wolnym, kura biała – młoda panienka, kura czarna – wdowa, kura z kurczętami – wdowa z dziećmi, paw – kobieta wyniosła, próżna i dumna, sowa – żona mądra, chociaż nieurodziwa lub niesympatyczna, gołąb – kobieta ładna i miła, ale ograniczona, kaczka – żona gaduła, kukułka – żona niedbająca o potomstwo, siwy koń zamiast ptaka – starokawalerstwo. Aby zakochanemu przyśniła się przyszła żona w naturalnej postaci, należało spać z ukradzioną halką pod poduszką lub wytrzeć twarz po wieczornym myciu ściągniętą ze sznura spódnicą. Sen mógł zawierać także wskazówki, skąd pochodzić będzie żona. Wyśniona droga czy pojazd wskazywać mogły, że panna będzie pochodzić z innej miejscowości. Płot i zagroda mogły symbolizować bliskie sąsiedztwo oblubienicy. Każdy ze snów katarzynkowej nocy wymagał odpowiedniej analizy i interpretacji.
Inną dość popularną wróżbą była wróżba z gałązką wiśni. Miała wróżyć zmianę stanu cywilnego. Zerwaną w dniu św. Katarzyny gałązkę wiśni należało wstawić do wody i poczekać do Bożego Narodzenia. Jeśli w Wigilię okryła się kwiatami, w ciągu roku można było się spodziewać wesela. Młodzieniec mógł być pewny, że los pozwoli mu: „stanąć na ślubnym kobiercu z damą miłą sercu”, i była zapowiedzią szczęśliwego małżeństwa.
Posługiwano się też kartkami, uważano bowiem, że najpewniejszą wróżbą jest wyciąganie spod poduszki kartki z imieniem przyszłej żony. Tak powstało stare polskie przysłowie: „Na świętej Katarzyny są pod poduszką dziewczyny”. Imię wybranki mogły też odkryć karteczki z wypisanymi literami alfabetu zwinięte lub odwrócone. Przy losowaniu karteczek należało wypowiedzieć magiczną formułkę: „Wskaż proszę wróżbo wybrankę żonę i przyszłą kochankę, wyciągam karteczki cztery, są jej imienia litery”. Odkryte litery powinny znaleźć się w imieniu przyszłej żony. Inną wróżbą, która towarzyszyła chłopcom tego wieczoru, były „kubki”. W trzech z czterech jednakowych kubków umieszczano symbole: obrączkę, monetę i grudkę ziemi. Obrączka symbolizowała małżeństwo, moneta – bogactwo, grudka ziemi – pracę. Czwarty kubek należało pozostawić pusty. Kubeczkami należało siedmiokrotnie zamieszać i prosząc o wróżbę słowami: „Kasiu daj znać, co się będzie ze mną dziać” losowo wybrać jeden. Jego zawartość wróżyła przyszłość następnego roku. Wybór pustego kubka wróżył brak zmian lub niechęć losu do odkrycia przyszłości.
To, co było dozwolone jeszcze w dniu świętej Katarzyny, później w adwencie było zabronione. Nic więc dziwnego, że: „Święta Katarzyna śmiechem, święty Andrzej grzechem”, „Święta Katarzyna adwent zawiązuje; sama hula, pije, a nam zakazuje”, „Święta Katarzyna śluby ucina”, a więc: „Święta Katarzyna adwent zawiązała, dziewucha nieszczęśliwa, że się nie wydała”.
A po wróżbach, tych, którym dopisało szczęście, czekał czas narzeczeństwa i wesele. Na wsi tradycyjnie wesela odbywały się najczęściej jesienią, po zbiorach, aż do świętej Katarzyny, dlatego mawiano: „Na świętą Katarzynę bierz swoją pod pierzynę”.
Katarzynki – pachnące i smaczne
Poza wróżbami nazwa „katarzynki” kojarzy się ze smacznymi pierniczkami. Skąd pochodzą katarzynki i jakie jest pochodzenie nazwy tych pierniczków? Wiąże się z nimi kilka legend. Każda z nich opowiada o tym, gdzie i jak doszło do powstania tych pierniczków. Najbardziej znaną jest legenda o małej dziewczynce, która podczas choroby swojego ojca – piekarza, postanowiła zastąpić go w wypiekaniu pierników.
Chyba każdy wie, że od niepamiętnych czasów Toruń słynie z wypieku najsmaczniejszych pierników. Trudno dziś powiedzieć, kto pierwszy zmieszał żytnią mąkę z miodem i przyprawami korzennymi. Wiadomo jednak, że już przed wiekami mieszkało w mieście wielu mistrzów trudniących się wypiekaniem tych przysmaków. Jeden z nich cieszył się wśród toruńskich mieszczan szczególnym uznaniem. On wypiekał najsmaczniejsze pierniki, on przygotowywał najciekawsze formy piernikowe, a przy tym był człowiekiem skromnym i dobrym. Miał jedyną córeczkę – Katarzynę, którą bardzo kochał i która często pomagała mu przy wypieku pierników. Pewnego razu piekarz ciężko zachorował. Nie mógł już pracować i bieda zaczęła zaglądać do ich domostwa. Poprosił więc swoją córeczkę, by sama spróbowała wypiekać pierniki. Kasia, która starała się we wszystkim ojcu pomagać, z ochotą przystała na propozycję. Szybko przypomniała sobie czynności, jakie wykonywał ojciec przygotowując piernikowe ciasto, rozpaliła piec i zaraz zabrała się do robienia pierników. Nie mogła tylko znaleźć drewnianych form do ciasta, zrobionych przez ojca. Przygotowanie nowych form piernikowych to zbyt ciężka praca dla małej dziewczynki, wzięła więc cynowy kubeczek i zaczęła nim wycinać z ciasta okrągłe medaliony. Ułożyła je obok siebie po sześć sztuk i włożyła do pieca. Kiedy pierniki były już gotowe wyciągnęła je z pieca. Zauważyła wtedy, że ułożone parami medaliony zlepiły się tworząc dziwny kształt. Zasmuciła się z obawy, że pierników o tak dziwnym kształcie nikt nie zechce kupić. Smuciła się niepotrzebnie, bowiem jeszcze tego samego dnia wszystkie pierniki sprzedała. Były bardzo smaczne, nawet smaczniejsze od pierników wypiekanych przez starego piernikarskiego mistrza. Ich kształt wszystkim przypadł do gustu. Długo dyskutowano na toruńskim rynku nad sekretem ich wyśmienitego smaku. Przeważyła opinia starej przekupki, która stwierdziła, że przygotowane przez Kasię są tak dobre, gdyż obok mąki, miodu i przypraw włożyła w ich wypiek całe swoje serce i miłość do chorego ojca. Z tą opinią zgodzili się wszyscy i odtąd pierniki w kształcie sześciu połączonych ze sobą medalionów zaczęto nazywać „katarzynkami”. Tę nazwę i smak zachowały po dzień dzisiejszy.
Pierniczki „katarzynki”
Proste w przygotowaniu, o smaku którego się nie zapomina. Katarzynki to pierniki, które nie zawierają tłuszczu. Pierniczki po upieczeniu są dość miękkie, później twardnieją, ale przechowywane w szczelnym pojemniku miękną w ciągu kilku tygodniu (a gdy dołożymy do pojemnika jabłko, zmiękną w dwa tygodnie).
SKŁADNIKI:
- 200 g płynnego miodu
- 1 łyżeczka przyprawy korzennej
- 1 łyżeczka kakao
- 100 g cukru
- 1 jajo
- 400 g mąki
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- dodatkowo: odrobina wody i 1 łyżeczka miodu
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Miód przelać do sporej miski. Dodać przyprawy korzenne, cukier, odrobinę karmelu, jajko i mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia.
Zagnieść ciasto (jeśli byłoby za suche można dodać 1-2 łyżki śmietany – u mnie nie było takiej potrzeby, ciasto było nawet lekko wilgotne), rozwałkować na grubość 6-10 mm i wykrawać foremką pierniczki. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, układać na niej pierniczki zachowując spore odstępy. Za pomocą pędzelka posmarować pierniczki wodą wymieszaną z miodem. Piec 12-13 minut w temperaturze 180ºC (grzałka góra/dół).
Źródło: Hanna Szymanderska „Polskie tradycje świąteczne”.