O dawnych wierzeniach, obyczajach i obrzędach z Dniem Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym związanych
Przypadające na dzień 1 i 2 listopada Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny od wieków były świętami obchodzonymi w szczególny sposób. Ich obrzędy i zwyczaje sięgają czasów pogańskich i dopiero w późniejszych wiekach zostały przystosowane do wiary chrześcijańskiej.
Dzień Wszystkich Świętych wywodzi się z uroczystości oddawania czci męczennikom, którzy ofiarowali swoje życie za Chrystusa. W III wieku znana była tradycja przenoszenia relikwii świętych lub ich części na inne miejsca. Podkreślano w ten sposób fakt, że święci są własnością całego Kościoła. W 610 roku papież Bonifacy IV otrzymał od cesarza starożytną świątynię pogańską Panteon, gdzie kazał złożyć liczne relikwie, a następnie poświęcił tę budowlę na kościół pod wezwaniem Matki Bożej Męczenników. Od tamtej pory 1 maja był dniem pamięci poświęconym wszystkim zmarłym męczennikom. Papież Grzegorz III w 731 roku przeniósł tę uroczystość na dzień 1 listopada, a w 837 papież Grzegorz IV nakazał, aby 1 listopada był dniem poświęconym pamięci męczenników i wszystkich świętych kościoła katolickiego.
Obchody Dnia Zadusznego zapoczątkował w chrześcijaństwie w roku 998 św. Odilon, jako przeciwwagę dla pogańskich obrządków, gdzie czczono dusze zmarłych. Nazwa święta wywodzi się od modłów za duszę zmarłych - Zaduszki. W XIII wieku tradycja ta rozpowszechniła się w całym kościele katolickim.
W okresie 1-2 listopada praktykowano wiele starych i niekiedy zapomnianych wierzeń i obyczajów. Do najważniejszych ceremonii związanych ze Świętem Zmarłych i Dniem Zadusznym można zaliczyć karmienie dusz i obrzędy związane z ogniem. Oba zwyczaje wynikają z pogańskich wierzeń, później przyjętych przez chrześcijaństwo i czasami jeszcze występujących do dnia dzisiejszego.
Karmienie dusz
Do początków XX wieku na polskiej wsi istniało wiele obrzędów związanych z przygotowywaniem jedzenia i karmieniem dusz bliskich zmarłych, odwiedzających w pierwszych dniach listopada swoje dawne domostwa. Pieczono chleby, gotowano kaszę, bób i wiele innych potraw. Na wschodnich terenach Polski znany był zwyczaj przygotowywania na tę okazję specjalnej kutii. Wszystkie potrawy wraz w butelką wódki zostawiano na stołach i uchylano na noc drzwi domu, aby dusze zmarłych mogły w spokoju odwiedzić mieszkania i posilić się do syta. Na Pomorzu praktykowano pozostawianie na progu domu i parapecie ulubionych pokarmów zmarłych domowników. Rano najczęściej znajdowano resztki jadła (najpewniej za sprawą przydomowych zwierząt), co niechybnie oznaczało wizytę i biesiadę gości z zaświatów. Wierzono, że wszystkie dusze pragną bliskości swoich krewnych, wypoczynku, zaspokojenia głodu i pragnienia. Do obowiązku śmiertelników należało dbanie o zaspokojenie potrzeb umarłych, a ich rozgniewanie lub obrażenie mogło skutkować nieszczęściem, chorobą a nawet przedwczesną śmiercią któregoś z domowników.
Oprócz goszczenia zmarłych istniało wiele zakazów związanych z odwiedzinami domów przez dusze. Zabronione było klepanie masła, maglowanie, deptanie kapusty, tkanie i przędzenie, cięcie sieczki, spluwanie i wylewanie pomyj. Wszystkie te zakazy były stosowane w celu obłaskawienie bliskich zmarłych. Dbano o to, aby nie skaleczyć, nie znieważyć i nie rozgnieść odwiedzających dom dusz. W czasie świątecznych dni nie podnoszono także żadnych strąconych rzeczy, wierząc, że dusze wzięły je sobie na trochę. Upuszczone przedmioty można było podnieść dopiero po 2 listopada. Jeżeli strącone przypadkowo przedmioty były niezbędne, w celu przeproszenia zmarłych w miejsce zabranej rzeczy kładziono kawałek chleba, aby udobruchania "gościa".
Wierzenia związane z karmieniem zmarłych zauważyć można w obrzędzie "dziadów". W wielu regionach Polski praktykowany był zwyczaj ucztowania w dzień zaduszny, zwany właśnie "dziadami". Była to pozostałość starosłowiańskich uczt żałobnych: tryzny - urządzanej przy mogile w dniu pogrzebu i radunicy - zastawianej na grobach przodków w dni świąt przesilenia: zimowego i letniego ("na Kupałę") i ("na Koladę"). W trakcie tych uczt wydawanych na cześć zmarłych, często zapraszano żebraków i proszalnych dziadów, aby za ich wstawiennictwem i poprzez wspólne świętowanie wymodlić łaski dla bliskich z zaświatów. We wschodnich regionach kraju i dawanych kresach spożywano posiłki na grobach zmarłych, obyczaj ten zaginął jednak na początku XX wieku.
Światło dla dusz
Kolejną grupą obyczajów związanych ze Świętem Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym były obrzędy związane z ogniem. Od niepamiętnych czasów ogień kojarzony był ze śmiercią i duchami. Wierzono, że oprócz pokarmu, duszom potrzebne jest światło do odnalezienia drogi do domu i ciepło do ogrzania się, z tego powodu w czasie świąt palono ogniska na rozstajach dróg, przy cmentarzach i na samych grobach bliskich zmarłych. Popularne było także palenie ognisk na grobach samobójców i mogiłach tragicznie zmarłych osób. Chrust i drewno na takie ogniska składano przez cały rok. Ogień z tych grobów miał oczyszczającą moc, dawał także ochronę przed złymi mocami i duchami, które bardzo często przebywały na mogiłach samobójców.
Obrzędy związane z paleniem ognisk dawno zostały zapomniane, jedynym ich przejawem w dzisiejszych czasach jest palenie zniczy na grobach bliskich. Ogień ze zniczy nie musi już wskazywać duszom drogi, ogrzewać ich i nie posiada cudownych mocy, jest po prostu sposobem okazywania zmarłym naszej pamięci.
Z szacunkiem do dziada
Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny w dawnych czasach nie mógł odbywać się bez modłów proszalnych dziadów, którzy według wierzeń mieli kontakt ze zmarłymi. Żebracy, jako osoby bardzo tajemnicze, przychodzące nie wiadomo skąd i zmierzające w nieznanym kierunku od wieków były traktowane z rezerwą. Ich specyficzny wygląd i najczęściej podeszły wiek sugerowały możliwość kontaktu z zaświatami. Uważano, że modlitwy dziadów są bardzo skuteczne. Szczególna pozycja "dziadów proszalnych" uwidaczniała się w czasie święta Wszystkich Świętych i w Dniu Zadusznym. W tym czasie obdarzani oni byli szczególnymi łaskami i przywilejami. Mogli spokojnie przebywać w kościele i na cmentarzu, odnoszono się do nich z szacunkiem. W tym szczególnym okresie za duży nietakt uważane było przegnanie lub znieważenie żebraka, mogło się to wiązać z niewysłuchaniem modlitw za zmarłych i próśb skierowanych do świętych. Za swoje szczególne modlitwy "dziady proszalne" dostawały w podzięce drobne sumy pieniędzy, jedzenie, oraz specjalnie wypiekany na tę okazję chleb.
Do lat 20-tych XX wieku na Lubelszczyźnie i Podlasiu praktykowany był zwyczaj wypiekania specjalnego pieczywa zwanego powałkami lub peretyczkami. Był to rodzaj bułki o podłużnym kształcie, z odciśniętym pośrodku krzyżem i inicjałami zmarłej osoby. Gospodynie konkurowały ze sobą w sztuce wypiekania tego specjalnego chleba i w miarę swoich możliwości i zdolności przyozdabiały go na wszystkie możliwe sposoby. Tak specjalnie przygotowany chlebek wręczono żebrakom jako jałmużnę z prośbą o modlitwę za duszę zmarłego, w którego imieniu wypiekana była peretyczka. Sporządzano także pieczywo dla zagubionych i nieznanych duszyczek, kładziono je na opuszczonych grobach i wręczano proszalnym dziadom z prośbą o modlitwę.
Wiele lat minęło od ostatniego spalonego ogniska na cmentarzu, nie ma już sławnych "dziadów" i coraz rzadziej spotyka się żebraków proszących o jałmużnę przy wiejskich cmentarzach. Tradycje i wierzenia związane z pierwszymi dniami listopada zostały zapomniane i powoli wypierane są przez zwyczaje obce naszej kulturze. Coraz częściej słyszymy o halloweenowych imprezach, dzieci chodzą po ulicach i zbierają słodycze, a w oknach naszych domów pojawiają się świecące dynie. Miejmy nadzieję, że obce zwyczaje nigdy nie wyprą rodzimej tradycji i na grobach bliskich będą palić się znicze, a nie pomarańczowe warzywa z wydrążonymi i święcącymi zębami.
Źródła:
http://pl.wikipedia.org/ Mazur Teresa, Ojców naszych obyczajem, Lublin 2005
Ogrodowska Barbara, Święta polskie : tradycja i obyczaj, Warszawa 2000
Ogrodowska Barbara, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2005
Ciołek Tadeusz, Wyrzeczysko, O świętowaniu w Polsce, Warszawa 1976
Artykuł Macieja Sztorca pod tym samym tytułem.
Katarzyna Kowalska